Jeden z poważniejszych filmów z 007. Humoru jest stosunkowo mało w porównaniu z innymi częściami, ale to w sumie idzie na plus, bo przez to film stał się bardziej realny i prawdziwy. W porównaniu do Dr. No produkcja jest skromniejsza, ale to też idzie na plus, bo finał pierwszego filmu z 007 miejscami przypominał jakieś SF lat 50. "Pozdrowienia..." bronią się jeszcze świetnymi ujęciami , paroma kultowymi scenami m.in bójka w pociągu, wysadzenie motorówek czy finał z helikopterem. Tytułowa piosenka jest bardzo fajna, dziewczyna Bonda też trafnie wybrana i genialny Robert Shaw w roli jednego z głównych wrogów. A Connery to najlepszy Bond i basta!